Pałki w różnych odmianach stanowią najprostszą i zarazem bardzo skuteczną broń. Jednymi z ich rodzajów są różnego rodzaju krótkie giętkie pałki, noszące w krajach anglojęzycznych ogólną nazwę blackjack. Pośród nich szczególną zdolnością zadawania obrażeń wyróżnia się pałka sprężynowa, opracowana podczas II wojny światowej. Wykorzystywano ją podczas działań walki podziemnej. Funkcjonalnie stanowi ona rozwinięcie blackjacks mających sprężynowe uchwyty.
Pałka sprężynowa w OSS
Na zdjęciu poniżej można zobaczyć pałkę sprężynową z wyposażenia amerykańskiej Office Of Strategic Services, funkcjonującej w latach 1942-1945 (poprzedniczka CIA). Produkowano ją w oparciu o wzór brytyjski. Jej konstrukcję stanowiły dwie sprężyny rozsuwane teleskopowo i chowane w metalowej tulei, z możliwością zablokowania w stanie rozłożonym. Na końcu znajduje się mosiężna gałka. Pałka była noszona zwykle z rzemieniem lub linką przełożoną przez nadgarstek.
Taka pałka bywała krytykowana zarówno przez Brytyjczyków jak i Amerykanów. Głównym zarzutem była podatność na takie same formy kontrataku jak inne rodzaje ataku wymagające podniesienia ramion. Jednocześnie, dosyć niekonsekwentnie, zauważano, że sprężyny i ciężarek na końcu powodują mocne uderzenia nawet przy niewielkiej zaangażowanej sile. Pozwalało na to smagnięcie wywoływane szarpiącym ruchem nadgarstka. Ten efekt bicza powoduje, że gałka na końcu sprężyny ma zdolność penetrowania celu, np. może łatwo powodować pęknięcia czaszki.
Zdania mistrzów były podzielone
Pomimo bliskiej i owocnej współpracy, Applegate i Fairbairn różnili się w kwestii przydatności pałki tego rodzaju. Applegate uważał, że był to najbardziej szkodliwy ze znanych typów blackjack. Aprobował, że wielu policjantów z własnej inicjatywy nosiło typowe blackjacks. Były on wykonywane ze skóry i wypełnione ołowianym śrutem. Natomiast pałkę sprężynową uważał za nieprzydatną do użytku policyjnego. Jego zdaniem przeznaczeniem tej broni jest okaleczyć lub zabić, a nie ogłuszyć i obezwładnić. Podważał także jej praktyczność w walce. Przeciwnego zdania był Fairbairn. Jako broń do walki z bliska pałka sprężynowa cieszyła się jego uznaniem.
Ze względu na łatwość przenoszenia i swoją efektywność, po zakończeniu wojny pałki tego rodzaju znalazły wielu zwolenników na rynku cywilnym i wciąż cieszą się sporą popularnością. Na kolejnym zdjęciu widnieje współczesna pałka sprężynowa 16″ [rok wpisu 2008 – SK]. Zakup takiej pałki nie stanowi większego problemu, odrębny problem stanowi jednak legalność jej noszenia i używania. O ile nie podlega kwestii legalność batonów, tj. sztywnych pałek teleskopowych, to pałki sprężynowe moim zdaniem już mogą wpędzić w kłopoty prawne w Polsce. Z powodu groźnych efektów, używanie lub nawet posiadanie pałek tego typu jest zakazane w wielu krajach i niektórych stanach USA.
Pałki sprężynowe produkowano także w b. NRD na potrzeby tamtejszej bezpieki w latach 70-tych ub. wieku. Od wyżej pokazanych różniły się tym, że sprężyny oraz stalową gałkę na końcu w całości pokrywano od zewnątrz gumową powłoką. Te pałki były na wyposażeniu również m. im. polskich komunistycznych służb, to jest Służby Bezpieczeństwa i Milicji Obywatelskiej. Potem, jeszcze przynajmniej w latach 90-tych można je było spotkać w Policji.
Miałem kilka, ale sztywnych modeli. Ostatnia to czeska, bodajże „Pro Secur” dodatkowo utwardzana. Praktyczna rzecz ze względu na fakt, że jest nieiwelka, sztywna, poręczna i użycie bazuje na naturalnych umiejetnościach i odruchach. Nawet złozona stanowi wygodne i łatwe do zaadoptowania we wszelkich przypuszczalnych technikach obrony i ataku narzędzie. Po latach doświadczenia uważam za w pełni udany wybór, w odróżnieniu od tonfy.
jesli umiemy sie posługiwac tego rodzaju bronia to zgadzam sie że jest to bardzo dobra broń ale patrząc na ogół ludzi którzy w jakiś sposób posługują sie pałka teleskopowa w polsce to niestety jest to duże nieporozumienie.
Ciekawą odmiana polskiej pałki gumowej jest ta z drewnianą gałką o ile pamiętam 120, z czarnej gumy.
Kiedy pojawiły się pałki teleskopowe wśród nich były też takie ze sprężyną. Znajomy miał więc popróbowałem, ale jak dla mnie przynajmniej, to zbyt się ona ugina w ferworze walki podejrzewałem, że mogę biorąc zmaszysty ruch biczować siebie 🙂 Pamiętam taką scenę bodaj z „Krzyżaków” Aleksandra Forda 🙂
Natomiast teleskopowa twarda jest w mojej ocenie przydatnym elementem w pracy – w odróżeniu od festyniarskich pomsyłów a’la pałka RRB oferowana kiedyś chyba przez HPE Polska lub pokrewną firmę (sprzedali takie SOK wskutek szkoleń w Zbąszyniu, gdzie pracowali wspólnie m.in. z instruktorem AT Policji z Poznania). Te zabawki RRB miały dwa skośne uchwyty, służące do technik znanych jako „omiatanie” które z tego co wiem są de facto uderzeniami, a nie żadnym „omiataniem”. Idąc dalej do mnie rpzemia argumentacja SwłaKasa nt. dawnych doświadczeń z walki i np. XIX lub wczesno XX wieczne pomysły z jakichś slumsów i spelun są sprawdzone na pewno tu mam na myśli przyrząd do bicia znany z tej strony coś w rodzaju łużki do butów obszytej skórą. W pewnym dobrym polskim filmie kryminalnym z Romanem Wilhelmi i Janem Peszkiem „Prywatne śledztwo” był motyw z narzędziem tego typu: ołowianą łyżką obszytą skórą. VChodzi tu o narędzie do zadawania ciosu tj. „na odlew” zamiast pałki – pewna amortyzacja w postaci grubej skóry pozwala zadawać niszczycielskie ciosy, ale niekoniecznie ostateczne – tak przynajmniej się wydaje.
Slapjack, czyli wspomniana przez Ciebie skórzana, nazwijmy to packa z wkładem, to nieco zapomniany patent. Myślę jednak, że tylko przejściowo. Kiedyś była powszechnie noszona prywatnie przez policjantów w USA, ale w latach siedemdziesiątych została zbanowana właściwie z powodu swojej niepoprawnie politycznej skuteczności. Na marginesie ciekawostka, używał jej też Philip Marlowe, bohater czarnych kryminałów Raymonda Chandlera. Z tym, że jego slap była nabita piaskiem – pomysł na pewno podłapany przez autora gdzieś w przestępczym półświatku.
Ta prosta broń doskonale mieści się w tylnej kieszeni luźnych spodni, jakie kiedyś noszono. Oprócz straszliwej siły uderzenia na płask, oferuje też rąbiące techniki zadawane kantem, który stanowi gruby, sztywny skórzany szew. Widać ją na fotografiach przedstawiających wyposażenie agentów OSS. które Applegate zamieścił w swoich „Kill Or Get Killed” i „The Close-Combat Files”.
Taka packa jest może i mało uniwersalna w odróżnieniu od pałki teleskopowej, ale wydaje się skuteczna w walce w zwarciu. Generalnie często spotyka się zwłaszcza w Polsce wśród pseudospecjalistów bez background’u praktycznego dość schematyczne rozumowanie i takie same oceny. Tymczasem Fairbarn miał otwarte podejście i myślenie – sztylet F-S był z rękojęscią floretową, a pozozrnie walka na macie sportowej jakimś tam floretem co ma współnego z walką sensu stricte? Tymczasem prawdziwe wojny powodują np. u Amerykanów dość niekonwencjonalkne pomysły np. uchwyty tj. do pilarki „Stihl” dla ręki podtrzymującej karabin maszynowy 🙂
Politpoprawnie w uzbrojeniu? Na pewno pojawia się to wszędzie prędzej czy później. Także w Polsce tak bywało i to nawet w PRL: szkolenie walki wręcz miało 4 zakresy, ale 3 i 4 były zarezerwowane na szkolenie podczas wojny: ponieważ armia była z poboru do wojny masowej obawiano się zbyt realistyczneog szkolenia rekrutów. Trochę o tym piszą zarówno kpt./ppłk. Kups jak i płk. Przepiórka (on np. o tzw. „kielakówce”).
Tak na marginesie: Czasem filmy fabularne, zwłaszcza oaprte na dobrych powieściach są bardziej sugestywne / wymowne niż sterta podręczników. Do takich można zaliczyć i polskie „Prywatne śledztwo”, :Trzy dni bez wyroku”, „Trójkąt bermudzki”, „Zabij mnie glino” (z niezapomnianą rolą …. WZ SUSW i samego Misztala na końcu) ale z punktu widzenia tematyki strony szczególnie interesujący jest „Bez przebaczenia” w Eastwood’em – studium psycholoigicznego realnego dzikiego zachodu i prawidłowości dotyczących motywacji do walki.
(Raymond Chandler autor postaci Philip Marlow miał genialne wyczucie (świetnie łączył cynizm z humorem) zdaje sie że to on był autorem powiedzenia: „Nie trzeba mi udowadniać, że ludzie nie dorastają do włąsnych słów”: :-))
Ad vocem: Do takiej realności i autentycznej wiedzy nawiązywał w swoich felietonach i książce Seweryn M. Bidziński autor ksiązki „Mechnicy i styliści” – stąd też nie był lubiany wśród kolegów piszących do gazet o broni. Łączył w swoich tekstach doświadczenie życiowe z poszukiwaniem prawdziwej wiedzy o przeszłości m.in. broni, walce i ja jego teksty w MS „Strzał” zawsze czytałem najpierw. Kiedy napiałem swoją książkę o szkoleniu zadzwoniłem do red. Lewandowskiego żeby nawiązać kontakt z p. Bidzńskim – jego opinia byłaby dla mnie również ważna własnie dlatego, że on znakomicie rozumiał istotę spraw związanych z walką, samoobroną. Nie rozumował wcale tj. większość tych niedzielnych komandosów ze sportów strzeleckich. Kojarzę jego podejście własnie z prawdą o Dzikim Zachodzie ukazaną m.in. w „Bez przebaczenia”. On często podkreślał jak ważna jest odporność psychiczną, rónowaga i racjonalność, a także przemyslane osądy – pisał np. o zaletach spustu DAO vs. wychuchane sportowe SA własnie w kontekście kontroli nad strzałem (ostatnia fizyczna kontrola nad pociskiem to przecież palec na śpuście – musisz wiedzieć kiedy strzał padnie i mieć pewność że nie będzie on niekontrolowany). Opowiadał w felietonach jak brał udział w szkoleniach gun guru w USA, gdzie zwrócił uwagę takiemu guru na to, że zwalniacz magazynka w kultowym M199 powinien być z drugiej storny chwytu tj. w leworęcznym M1911 tzw. „Randall” żeby angażować palec spustowy do zwalniania co automatycznie zmniejsza szansę na przypadkowy strzał podczas szybkiej zmiany magazynka i …. gun guru pobłogosławił uwagę Bidzińskiego swoim niezwrusoznym autorytetem 🙂
Chyba jeden z nielicznych wiarygodnych gun guru to Clinbt Smith z Thunder Ranch weteran z Wietnamu i policjant.
Seweryn Bidziński pisał w „Mechnikach i stylistach”: jak rzeczywiście wyglądała kestia pojedynków na Dzikim Zachodzie, a film „:Bez przebaczenia” idzie w tym samym kierunku: pokazuje faktyczne motywacje ludzi i ich zachowania. To co serwowano nam w typowych westernach John’a Wayne’a (pseudonim artystyczny a nie prawdziwe naziwsko tj. w przypadku Marylin Monroe) pewnie i było, ale w zdecydowanej mniejszości. Inna rzecz, że prawdziwy Dziki Zachód był znacznie wcześniej niż Colt Single Action Army Model 1873P znany jako Peacmaker sprzedawany od 1875r. – tamten Dziki Zachód to raczej „Jeremiah Johnson” z Robertem Redfordem lub „Zjawa” z Leonardo Di Caprio (spektakularny film z piękną Ameryką tj. ta z serialu „How the West was won (The Macachans)” z lat 1977-79 – bliżej pierwszych rewolwerów Samuela Colt tj. Patterson 1836 i Walker 1847, a nawet noża Bowie z Alamo). Wszyskto to razem poważna tematyka, ale i harmonijny świat pewnych wartości nieprzemijających pomimo brutalności Dzikiego Zachodu – to widać zwłaszcza we wspomnianym serialu – można być zrównoważonym stróżem prawa tj. Luke lub twardym i szalonym jak Zebb, ale niekoniecznie pijanym degeneratem tj. William Money z Missouri 🙂 (przynajmniej w młodości, bo jako sędziwy starzec robił co prawda to samo, ale w słusznej sprawie i po właściwej stronie barykady… Ufff za dużo powagi, aby odetchnąć można obejrzeć francuską komedię „Vive la France” o pociesznych … terrorystach z nieśmiertelnym bon motem: „Tak się nie traktuje ludzi!”. Miłego oglądania jessli się zdecdujecie! A wracając do naszych wspólnych tematów inny francuski „L’Assault” z 2011 ze świetną operacją na lotnisku Marignane w Marsylii – to była pierwsza poważna próba 11 września – napisałem o tym tekst do „Lotnictwa wojskowego” ale nie puścili (może dlatego że napisałem odręcznie w reakcji na artykuł gen Gotowały?). Oglądałem wystąpienie prawdziwego bohatera tego filmu: drobny facet o silnym charakterze zupełnie nie wyglądał jak komandos coś jak „Zima” z „2305”, ale dał dowód kim jest w prawdziwej „akcji”.