Tytuł artykułu wskazujący na miejsca wrażliwe na ciele człowieka w tym przypadku to pewnego rodzaju prowokacja. Jeśli chodzi o samoobronę, ale też sporty walki, nie sprawdza się tradycyjne, precyzyjne podejście do tego tematu. Podstawowym i DOCELOWYM obszarem oddziaływania w walce powinno być, jak to bywa żartobliwie ujmowanie, duże miejsce wrażliwe wielkości piłki, znajdujące się na szczycie barków. Nokautujące uderzenie w głowę lub duszenie to jedyne sposoby na bezdyskusyjne uwolnienie się od zagrożenia.
Kilka uwag o miejscach wrażliwych
Miejsca wrażliwe na ciele człowieka, albo tzw. punkty witalne, to obszary szczególnie wrażliwe na atak. Z jednej strony są gorzej chronione przez mięśnie czy kości, a z drugiej strony bogate unerwienie lub pełnienie szczególnych funkcji sprawia, że ich porażenie u przeciwnika daje pewną przewagę.
W podręcznikach wskazuje się na kilkadziesiąt miejsc na ciele człowieka o szczególnej wrażliwości na ciosy. Ich rozmieszczenie pokazują tutaj ilustracje z amerykańskiego podręcznika walki wręcz FM 21-150. Inny, bardziej tradycyjny przykład, to są sztuki walki. Np. taekwondo posiada klasyfikację punktów witalnych Kupso.
O ile wszyscy ludzie mają te same miejsca wrażliwe, to nie każdy człowiek jest tak samo wrażliwy. Co więcej, próg bólu to jest nie tylko sprawa osobnicza, ale zmienia się u tej samej osoby wraz z dyspozycją psychofizyczną, np. wpływem różnych środków na organizm. Dla wygody mówimy o bólu jako o czymś, co zostaje zadane. Tak naprawdę ból to bardziej skomplikowana sprawa. Na ból składają się bodziec i reakcja na niego. Zakres reakcji na dokładnie ten sam bodziec potrafi zaskoczyć.
Osoby przestraszone i niespokojne doświadczą bodźca z większą traumą niż osoby, które mają wyższą tolerancję na ból. Ludzi przestraszonych uderzenie albo np. zabieg dentystyczny potrafi porazić. Zaś dla innych fizyczna konfrontacja albo groźnie wyglądający upadek jest akceptowanym elementem dobrej zabawy. Przykładów na to nie trzeba szukać dalej, niż najbliższy plac zabaw dla dzieci albo boisko rugby
To ważny przyczynek do wniosku, że poleganie na precyzji ciosu albo ucisku względem miejsc wrażliwych może okazać się zawodne. Tym bardziej, kiedy mówimy o „naładowanym adrenaliną chaosie rzeczywistej konfrontacji”, i wiele sprowadza się do przypadku.
Rzeczywiście dostępne miejsca wrażliwe na ciele człowieka
Otwartą kwestią pozostaje nawet to, czy będziemy mogli zadać ból w sposób z góry zamierzony. Oglądane ilustracje, wbrew intencjom autorów, uzmysławiają nam duże ograniczenie. Mianowicie, przedstawiają żołnierza bez żadnego oporządzenia. Tymczasem przy wykonywaniu zadań będzie miał na sobie kamizelkę kuloodporną, hełm, różne ochraniacze, zasobniki ze sprzętem, broń. Jego przeciwnik tak samo i większość ze wskazanych tu punktów będzie NIEDOSTĘPNA.
To samo w cywilu. Choćby w zależności od pory roku, pogody i stylu ubioru różne obszary będą w bardziej lub mniej chronione. Wtedy okazuje się, że praktycznie W KAŻDYCH WARUNKACH podatna na atak pozostaje głowa. Co ciekawe dotyczy to również osoby mającej hełm czy kask motocyklowy. Obserwacje poczynione przez adeptów systemu ESDS zdają się wskazywać, że takie nakrycie głowy wręcz potęguje efekt uderzeń otwartą ręką.
Swego czasu ciekawą i obszerną analizę zaoferował Bruce Tegner w poradniku Self-Defense. Nerve Centers & Pressure points. Od niego też wziąłem obrazek wprowadzający do artykułu. W latach 70- i 80-tych ub. w. bardzo ceniony, a dzisiaj prawie zapomniany instruktor pochylił się nad trywialną rzeczą. Jak zauważył, wiele się zmienia zależnie od tego kto, komu i jak próbuje coś zrobić. To jedno wystarczy, żeby pojąć, jak zawodna może okazać się swoista „combat-punktura”, że tak sobie pozwolę nazwać grę w polowanie na miejsca wrażliwe w czasie brutalnej konfrontacji (od akupunktura).
Jak całkowicie powstrzymać przeciwnika przed działaniem
Ogólnie rzecz biorąc, istnieją trzy PEWNE sposoby zatrzymania człowieka w walce wręcz:
- Zabić. Wcale nieoczywiste w walce wręcz i oczywiście niełatwe. W dodatku nawet śmiertelne obrażenia, np. niektóre rany postrzałowe, nie gwarantują mocy obalającej i NATYCHMIATOWEGO powstrzymania. A dla większości ludzi takie działanie jest niedopuszczalne moralnie i nawet nie chciane ze względów życiowych i prawnych.
- Obezwładnić przez uraz. Chodzi o spowodowanie tak poważnych obrażeń, że przeciwnik jest fizycznie niezdolny do zrobienia czegokolwiek ofensywnego. Dla większości osób może być bardzo trudne. Obrażenia po uderzeniach po ciele, nawet bronią obuchową, lub rany kłute/cięte nie będą miały natychmiastowego efektu. Nastąpi on dopiero, aż ofiara straci straci przytomność z upływu krwi lub zdolność działania np. po zniszczeniu stawów.
- Obezwładnić przez nokaut. Właściwie najłatwiejszy i najbardziej dostępny ze wszystkich powyższych. Też najmniej drastyczny i nie obciążający moralnie oraz najbezpieczniejszy od strony prawnej. Nie da się tego skutecznie zrobić inaczej, niż przez bezpośrednie uderzenie, ręką lub narzędziem, w okolice głowy/szyi lub przez jakąś formę duszenia.
Powyższe wyliczenie to moja wariacja tego, co na swoich zajęciach przekazuje Mick Coup, twórca systemu C2: Core Combatives. Podobnie jest, jeśli spojrzymy na sztuki walki czy pełno kontaktowe sporty walki. Główne ataki są skierowane na głowę. Nokaut lub zatrzymanie następuje z największym prawdopodobieństwem poprzez uderzenie w głowę. Natomiast w grapplingu prawdopodobnie najczęstszą formą zwycięstwa przed czasem jest duszenie, które blokuje drogi oddechowe między głową a resztą ciała lub dopływ krwi do mózgu.
Przede wszystkim głowa
Głowa jest komputerem ciała, dyspozytornią, jednostką centralną. Jest też jedyną częścią naszego ciała, w której znajdują się wszystkie pięć głównych zmysłów, a z nich cztery są wyłącznie tu. Dlatego powinna być priorytetowym celem w walce. Wszystkie metody nie zawierające bezpośredniego ataku na głowę trzeba traktować jako środki dopiero otwierające taką możliwość.
Jeśli pozostaniemy przy porównaniach z techniką, to walczącego z nami przeciwnika można określić jako niebezpieczne urządzenie posiadające wiele ruchomych i stanowiących zagrożenie części. Z taką maszyną nie ma żartów. Żeby pozostać bezpiecznym, należy dotrzeć do jej głównego wyłącznika i ją wyłączyć. Nic tutaj nie sprawdzi się się lepiej, niż solidne „walnięcie w pałę” (to znowu ESDS). Głowa to miejsce na ciele człowieka najbardziej wrażliwe na mocny i dynamiczny kontakt.
Ten temat był poruszany m.in. w podręczniku technik interwencji stworzonym przez Andrzeja Witkowicza, Waldemara Złoto i Piotra Halladina. Byli oni funkcjuszami CSP w legionowie (AW przeniósł się później do COS w Emowie).
Interesująca forma podręcznika to cykl foto prezentujący fazy wykonyania technik i elementów taktyki. Stara książka, ale wartościowa również i dlatego, że niewiele takich napisanych przez praktyków wydano w Polsce (a bywało, że praktycy pisali o rzeczach z którymi niewiele mieli do czynienia – taką książkę też kiedyś widziałem nt. wyszkolenia strzeleckiego bojowego napisaną zresztą przez zołnierzy…). Na jednej ze stron jest pokazany człowiek a na jego ciele wskazane konkretne punkty wrażliwe. Z ciekawostek” pamiętam jakie wartościowe patenty pokazywał danwo temu Tomasz Adamczyk propagator Krav Magi w Polsce, a ja przypadkowo widziałem bójkę z gryzieniem które on pokazywał, którą gryziony … przegrał:-) Życie bywa bardziej zaskakujące niż fikcja filmowa 🙂
Ad vocem do 1-szego komentu:
ESDS jest tak samo użyteczny (instynktowny i adekwatny do okoliczności walki) jak PS.
Skuteczność i łatwość przekazywania obu tych metod są równie impnujące jak swego czasu prostota i funkcjonalność Glocka.
Śp. płk. Leszek Drewnika karateka z dorobkiem służby w BOR (służył w poprzedniku Wydziału Zabezpieczenia Specjalnego jeszcze w l.80) potem szef wyszkolenia w OSzSOPD JW2305 zaprezentował ciekawą technikę kontrataku. Napastnik atakował (szczegółów już nie pamiętam niestety) a LD wykonał kopnięcie śródstopiem z dołu w krocze przeciwnika, a następnie wykorzystując pochylenie po takim ciosie przechwycenie głowy napastnika, założenie mu trzymania i złamanie karku. Z ducha, że tak powiem, był to combative. Oczywiście wybór techniki kończącej oznaczał zagrożenie z obszaru działań wojennych – w przeciwnym razie przeszedłby do dźwigni lub podduszenia do utraty przytomności.
Ś.p. Leszek Drewniak był zarówno karateką jak i judoką, a zdaje się, że miał też mistrzowskie stopnie w ju-jitsu, więc ta kombinacja ładnie się sumuje w jego combat. Swoją drogą, opis kopnięcia grzbietem stopy od razu przywodzi na myśl karateckie kin-geri. Nie neguję takiego podejścia, ale pamiętam czasy, kiedy ciężkie buty były dopiero odkrywane w służbach jako wartościowa broń, a treningi i pokazy odbywały się boso (sic!). Być może teraz nauczałby zamaszystego soccer-kick i uderzania czubkiem buta 🙂
Z ego co pamiętam to było kopnięcie śródstopiem, w każdym razie takie proste i skuteczne. Kombinacja w sam raz na odparcie poważnego ataku (technika kończąca nie była z gatunku samoobronnych 🙂 Filmiki z kombinacjami prezentowanymi przez kogoś ze środowiska defendu zdaje się chyba Igora Barnasia były też takie: co prawda nie kończyły się dla napastnika wizytą u lekarza ostatniego kontaktu 🙂 ale przemyślany splot uników, bloków, ciosów, dźwigni robi wrażenie – to jest właśnie to o co chodzi, czyli skuteczne narzędzie do wygrywania. To jest clou jeśli chodzi o moje „zapotrzebowanie”, a jednocześnie clou gdy chodzi o różnicę między systemami użytkowymi, a czystą sztuką walki z mojej perspektywy. Celem nie jest tutaj sztuka, ale skutek. Nie droga lecz cel. Oczywiście to praktyk będący instruktorem może wyłuskać co potrzeba i zlepić na nowo w tzw. combat / system utylitarny (jak zwał tak zwał liczy się zrozumienie w czym rzecz). Kiedyś miałem okazję pochodził nieco w oporządzeniu Wojska Polskieogo a’la PRL w tym szelkach oporządzeniowych i opinaczach. Wówczas doszedłem do wniosku, że może jednak skoczki są lepsze? Po latach ich używania doszedłem do wniosku, że też nie są… Nie wiem kto wybierał skórę na te kamasze, ale pewnie była ostatniego sortu: rany na stopach goiły się dłuuugo. Ale wracając do tematu: jakiekolwiek geri w tych butach skończyłoby się źle dla adresata, ale też odczuwalnie dla nadawcy 🙂
PS. Pamiętam pewne zajęcia na boso z udziałem niejakiego Grzegorza Bieńka… duży palec u stopy najpierw napęczniał od spodu (odcisk znana sprawa), a kiedy się przebierałem okazało się, że spod dużego palca odszedł cały fragment skóry i było po odcisku. W okolicznościach sali gimnastycznej parokrotnie utraciłem też paznokieć na owym (może nawet obu? nie pamiętam) dużym palcu – tu akurat przez niejaki basketball w jaki grywałem niegdyś namiętnie).
Treningi boso… no tak długo nie przełamywano stereotypu i wracano do form sportowych zamiast trzymać się rzeczywistości. Cóż to za realizm, kiedy nie ćwiczy się tak jak się walczy? Daaawno temu prezentowano w MMS „Komandos” Kem Vo Combat: byli tam ludzie w mundurach, ale… na boso! I prezentowali techniki pałką (zwykłą) oraz tonfą. Było to jakieś takie sztywne, kostyczne i trąciło dżu-jitsu (japońskim). W porównaniu do wszelkich combatów jakieś takie laboratoryjne nierzeczywiste: może i skuteczne, ale najpierw trzeba mieć zręczność i szybkość – przeciętny adept takich technik w życiu ich poprawnie nie wykona, a jak nie uda mu się w obronie/interwencji to się zrazi i zacznie walić na odlew pałą! Ja sam te a’la ju-jitsu zastosowałem udanie tylko raz: komuś kto mnie trzymał za klapy wybiłem uchwyt jednoczesnym ruchem ramion z dołu i kontynuując obrót chwyciłem go za głowę i o kolano (na szczęście nie uderzyłem rzepką tylko górą uda – rotacja ramion nadała sporą siłę i nos byłby cofnięty). W każdym razie typ był tak oszołomiony, że potem już mogłem go spokojnie obezwładnić dźwignią na bark – rozbiłem jego atak zanim na dobre go dokończył. Wygrałem bitwę ale stoczyłem jeszcze wojnę nerwów gdyż jego koledzy urażeni moją wygraną poprzysięgli mi zemstę 🙂 Zanim im przeszło minęło parę tygodni. Nie mogłem ich lekceważyć, gdyż to byli prymitywni bandyci (jeden to najprawdziwszy psychopata – rozwalił kilka lat później głowę mojemu przyjacielowi kastetem…).
Odcinek ostatni 🙂 Czubkiem buta wojskowego pewnie tak, ale ja jednak szukam czegoś uniwersalnego i raczej śródstopiem lub piętą. Znam pewnego „eksperta” od ochrony osób i mienia z Warszawy ps.”Kotański” który jako jedyny znany mi wojownik złamał sobie palec u stopy kopiąc leżącego 🙂 🙂 🙂 Ponieważ staram się uczyć na cudzych błędach unikam wyrabiania nawyk kopania „z czuba” – w końcu przyzwyczajenie drugą naturą człowieka, a zanim się spostrzeżesz jakie dziś obuwie może być za późno… Zresztą ostatnio biłem się tylko z psem / psami, a to już nieco inna sztuka walki (mam za sobą łącznie 4 takie sytuacje i każda była inaczej rozwiązana – 1 przegrałem, ale na szczęście potężny wilczur tylko wskoczył mi na plecy i postawił łapy na barkach…. Miałem tak ze 13 lat a bagnet od Mausera mam mi zabrała i schowała…. Prezent od pewnego starszego pana kolekcjonera staroci m.in. żelazek z duszą.