Partner na kierunku strzelania

wpis: | 03.02.2010
Partner na kierunku strzelania
Fairbairn strzela w kierunku kursantów.

Strzelanie z premedytacją wtedy, kiedy jest partner na kierunku strzelania to często temat tabu. Kardynalna zasada bezpieczeństwa strzelań szkoleniowych czy sportowych absolutnie tego zabrania. Ale istnieje też druga strona medalu, która podważa takie rygorystyczne podejście. Wszystko jest, jak zawsze, kwestią tego, czy się wie, CO się robi i DLACZEGO.

Stosowanie ekstremalnych ćwiczeń strzeleckich

Czasem traktowano takie ćwiczenia z podwyższonym ryzykiem jako sprawdzian odwagi kandydata do elitaryzujących się formacji. Czasem jako integralną część szkolenia. Innym razem bywał to rodzaj kary. Mogło to być ćwiczenie indywidualne albo nawet masowe, jak choćby poddawanie takim oddziaływaniom nowicjuszy przed wysłaniem na front. Np. we wspomnieniach wojennych można czasem spotkać relacje z umieszczania całych oddziałów pod ogniem własnych karabinów maszynowych, które strzelały tuż ponad siedzącymi na ziemi lub nad czołgającymi się żołnierzami.

Trudno wskazać, kiedy zaczęto stosować takie metody. Prawdopodobnie odkąd wprowadzono do uzbrojenia broń palną. Musiała to być naturalna adaptacja ze szkoleń w operowaniu wcześniej stosowanymi rodzajami broni. Świadczyć może o tym chociażby próba, jakiej zostali poddani Wilhelm Tell i jego syn.

Szkolenia Fairbairna i Sykesa

Na filmie z 1944 r., ukazującym dla celów propagandowych pewne elementy ze szkolenia agentów OSS, znajduje się widoczny powyżej fragment. Widać na nim, jak Fairbairn demonstruje ćwiczenie polegające na strzelaniu z bliskiej odległości obok kursantów stojących przed nim na tle kulochwytu. Od czasów wojny takie i podobne ćwiczenia są w różnych modyfikacjach cały czas stosowane. W czasach względnego spokoju stosuje się je tylko w szkoleniu niektórych jednostek specjalnych lub wąskiego grona ludzi ze służb.

Strzelanie OBOK pozorantów można uznać za pewien standard, chociaż dosyć wyśrubowany. Strzelanie W SYLWETKĘ pozoranta, tak jak to zrobił Sykes na pokazie opisanym w poprzednim artykule, to jeszcze wyższa szkoła jazdy i jest spotykane jeszcze rzadziej. Współcześnie do zabezpieczenia w takich sytuacjach używa się ODPOWIEDNIO PRZYGOTOWANYCH kamizelek kuloodpornych.

Cele takich ćwiczeń

Jeśli chodzi o ODLEGŁOŚĆ strzelania, to zależy to od celu ćwiczenia. Strzelając z bliska, tak jak na zaprezentowanym filmie, strzelec ma większe poczucie kontrolowania sytuacji, za to partner na kierunku strzelania może intensywniej doświadczyć zjawisk towarzyszących strzałowi. Z dalszej i bardzo dalekiej odległości, partner jest właściwie tylko elementem wymuszającym na strzelcu maksymalną koncentrację. W ten sposób obie osoby szkolone są poddawane próbie. Jako POZORANCI i jako STRZELAJĄCY. Jest kilka powodów przemawiających za takimi ćwiczeniami.

Po pierwsze, człowiek szkolony w strzelectwie bojowym powinien chociaż w pewnej mierze doświadczyć tego, co może odczuć znajdując się PRZED wylotem lufy załadowanej broni, a nie pozostawać wyłącznie po jej bezpiecznej stronie. Chodzi zarówno o doświadczenie fizycznych zjawisk towarzyszących strzałowi, takich jak huk, błysk, podmuch, jak i o doświadczenie znajdowania się pod presją załadowanej broni oraz strzałów, które mogą szkolonego NAPRAWDĘ trafić. Poznanie własnych reakcji pozwala na lepsze przygotowanie się do przyszłej konfrontacji oraz zrozumienie, jakie metody treningowe należy stosować.

Po drugie, jest ważne żeby pracownik nie nabył jakichś ZAHAMOWAŃ w kontakcie bronią. Może to w nieodpowiednim momencie skutkować brakiem decyzji o oddaniu strzału. Może też objawiać się niepewnością w operowaniu bronią, nawykowym unikaniem celowania do ludzi (do przeciwników) w sytuacjach zagrożenia itp. zachowaniami. W efekcie stworzyłoby to zagrożenie dla wykonania zadania i dla osób postronnych. Nie raz można to zaobserwować, dlatego lepiej zawczasu przygotować kursanta do takiej sytuacji. W skrajnych przypadkach można wyłapać osoby mające duże trudności w zaakceptowaniu tego i odsunąć je od szkolonej grupy do innych zadań.

Odpowiedzialność za strzał

I wreszcie na koniec, w ten sposób osoba szkolona ma możliwość naprawdę nauczyć się pełnej ODPOWIEDZIALNOŚCI ZA STRZAŁ. Inaczej się funkcjonuje podczas strzelania do celów obojętnych. Inaczej wtedy, gdy wiadomo, że strzał bezwzględnie MUSI TRAFIĆ tam gdzie powinien, bo inaczej skutki mogą być bardzo złe. Tam, gdzie jest partner na kierunku strzelania, strzelec ma świadomość, że ewentualnego BŁĘDU nie będzie można skwitować wzruszeniem ramion czy odpokutować jakimś karnym ćwiczeniem. Znamienne, że w dobranych grupach przy tych ćwiczeniach można zaobserwować większe psychiczne obciążenie strzelającego niż jego partnera pod kulochwytem.

Na takie ćwiczenia można sobie pozwolić tylko tam, gdzie ludzi mają pełne zaufanie do umiejętności własnych i kolegów, potwierdzone ODPOWIEDNIM POZIOMEM WYSZKOLENIA. Do prowadzenia takich zajęć instruktor musi mieć WŁAŚCIWE  PRZYGOTOWANIE. A wszyscy uczestnicy muszą mieć odpowiedni charakter i co najmniej wybiórczą małomówność. W końcu nie ma nigdzie przepisu zostawiającego furtkę do takich ćwiczeń i żaden przełożony nie podpisze takiego konspektu…

 

39 thoughts on “Partner na kierunku strzelania

  1. szpiegowsky

    hm, bo to chyba jest logiczne:
    że uczymy się strzelać nie po to, by sobie strzelać na strzelnicy.
    zwłaszcza jeśli mowa o jakimkolwiek przygotowaniu bojowym.
    fakt, że nie da się przewidzieć i przećwiczyć WSZYSTKICH sytuacji- ale trening powinien obejmować szkolenie jak najbardziej zbliżone do tego, jakie sytuacje mogą wystąpić.
    i jasne jest, że w przypadku takich służb, takich formacji: konieczny jest trening i przygotowanie do akcji- także pod ostrzałem.

    ale, ale: tak jak wspomniałeś : pod warunkiem, że się wie CO się robi i DLACZEGO.

    Odpowiedz
  2. Marcin. R

    Uważam że to doskonała metoda szkolenia, tyle że zastrzeżona dla określonych grup pracujących z bronią w warunkach podwyższonego ryzyka (nie wszystko jest potrzebne wszystkim). Oczywiście niezbędna jest wcześniejsza weryfikacja umiejętności i charakteru szkolonych by uniknąć niespodzianek, fajnie jest też wykonać to ćwiczenie „z zaskoczenia” nie informując wcześniej ćwiczonych o tym co będą robić. Niestety w Polsce jest niewielu instruktorów którzy posiadają odpowiednie kwalifikacje do wykonywania tego typu ćwiczeń, podobnie z przełożonymi, wątpię czy jakikolwiek przełożony podpisze konspekt z takim ćwiczeniem – prawdopodobnie wysłałby instruktora na badania psychologiczne, a jazda bez konspektu to ryzyko instruktora. Tradycyjnie do tych metod wraca się gdy szybko i „ostro” trzeba przeszkolić ludzi (np. w czasie wojny), natomiast w każdych innych warunkach bardzo szybko się o nich zapomina.

    Odpowiedz
  3. slawkas Autor wpisu

    @szpiegowsky: Witaj w tych stronach 🙂
    Dokładnie, maksymalny realizm to podstawowa zasada metodyki szkolenia bojowego. Wiedza o tym co i dlaczego jest robione, jest jednocześnie gwarantem osiągnięcia celów szkolenia i zachowania BEZPIECZEŃSTWA.

    @Marcin R: Wiadomo… Plus dobra uwaga o różnicach w szkoleniach w czasie wojny a pokoju. Albo robimy konkretnie to i tylko to, co trzeba, albo marnujemy czas i siły na rzeczy nieistotne.

    @All: Trochę zmieniłem tytuł wpisu.

    Odpowiedz
  4. Shrek

    Jest to bardzo dobra metoda szkoleniowa,sam miałem okazje to wypraktykować stojąc miedzy figurami ale również strzelając gdy stał tam kolega.Ale tak jak Wspomniałeś, żeby było bezpiecznie musi być dobrze ostrzelana,myśląca i zgrana ekipa.Ponadto jest to ćwiczenie które wyrabia zaufanie w zespole.

    Odpowiedz
  5. Marcin. R

    No właśnie Sławku, czasem ciężko decydentom zrozumieć i rozróżnić czym jest umiejętność walki bronią (konkretna umiejętność niezbędna funkcjonariuszowi/żołnierzowi do tego by skutecznie walczyć na polu walki czy przetrwać np. bandycki atak) a czym jest nauka strzelania (najczęściej oparta o sportowe wzorce) i co tak naprawdę jest mu potrzebne do skutecznego wykonywania czynności służbowych. Z pozoru są to bardzo podobne kwestie ale tak naprawdę pod względem stosowanych metod nauczania to zupełnie różne sprawy. Strzelanie z pozorantem na kierunku prowadzonego ognia to jedna z metod stosowanych by nauczyć człowieka jak walczyć bronią, ucząca rozwagi, odporności na stres itp. niejeden strzelec sportowy by się zawahał oddając strzał do celu znajdującego się obok kolegi czy w warunkach ulicznych osoby postronnej, to wahanie może kosztować życie. Niestety brak właściwie określonych celów szkolenia służb najczęściej powoduje że wybiera się „bezpieczniejsze”, spokojniejsze, policzalne a często efektowne ale nie koniecznie efektywne metody (wiadomo w sporcie wystarczy policzyć punkty i wiadomo kto jest debeściak), ulica niestety boleśnie weryfikuje wszystkich takich mistrzów.Fajnie że poruszyłeś ten temat „tabu”, bo dla wielu to niepojęte żeby w ramach szkolenia strzelać do siebie (ciesz się heretyku strzelectwa że nie żyjesz w XV w bo spaliliby Cie na stosie!!!), tymczasem pokazujesz że zachowując odpowiednie standardy i zasady można to robić bezpiecznie, ROBIONO TO JUŻ W PRZESZŁOŚCI!!! można więc robić i teraz. Trzeba chcieć i… ufać ludziom których się szkoli.

    Odpowiedz
  6. szpiegowsky

    no bo ćwiczenia na strzelnicy, to takie są, no,
    w warunkach laboratoryjnych, nijak się ma do akcji.
    imho: nie przygotowuje do zachowania się w realnej sytuacji.

    co prawda ćwiczenia pod ostrzałem też niewątpliwie nie przygotują do każdej sytuacji, ale do znacznej części bez wątpienia.

    Odpowiedz
  7. Marcin. R

    ja bym to ujął trochę inaczej, człowiek to podobno suma doświadczeń – tak twierdzą psychologowie. Celem takiego ćwiczenia jest sprawdzenie reakcji, charakteru strzelca, będziesz wiedział czy facet ma przysłowiowe „jaja”, jak potencjalnie zareaguje w sytuacji zagrożenia użyciem broni(być może odmówi oddania takiego strzału co go dyskwalifikuje jako pierwszoligowego zawodnika). Sprawdzisz go w dwójnasób – po jednej i drugiej stronie lufy. Popatrz jak reaguję na tym filmie szkoleni panowie z OSS, jak instynktownie reagują na pierwsze dwa strzały (zwłaszcza skrajny prawy – bardzo czytelna reakcja)kilku drgnęło na odgłos strzału, przy pozostałych strzałach ich reakcje były coraz słabsze. To ćwiczenie jest bardzo dobre dla człowieka który nigdy nie był w ogniu walki – dla ostrzelanego weterana niewiele wnosi. Wniosek: Po reakcjach szkolonych przez Fairbairna (bo to chyba on) można z dużym prawdopodobieństwem stwierdzić który z nich już był pod ogniem a który nie, można ich wskazać palcem. Ja gdy pierwszy raz wykonywałem to ćwiczenie minimalnie próbowałem się uchylać przed pociskami (nikt wcześniej do mnie nie strzelał), za drugim razem byłem „uodporniony”. Jestem tez przekonany że na niektórych taka forma szkolenia nie podziała bo… tak już mają. To ćwiczenie pozwala zrozumieć swoje reakcje i reakcję przeciwnika na strzał oddany w jego kierunku, podobnie jest w walce wręcz, może sie zdarzyć że posiadasz umiejetności a brakuje charakteru tych przysłowiowych „jaj” – efekt= łomot, możesz nie mieć umiejętności ale masz charakter -efekt łomot ale tym razem nie dla ciebie, takie osoby często sobie radzą w trudnych sytuacjach. Z wojska na pewno nie raz słyszałeś że jak młody żołnierz stał na warcie a stary chciał skoczyć na miasto to strzał ostrzegawczy powodował staremu potrafiły puścić zwieracze (ja o takich sytuacjach słyszałem) – to też reakcja która o czymś świadczy.

    Odpowiedz
  8. Shrek

    Tak naprawde nic nie jest w stanie oddać realiów pola walki nawet najlepsze szkolenie,natomiast poprzez stosowanie takich nazwijmy to,półśrodków jak na w/w filmie pokazał Fairbairn można w jakiś sposób przygotować „zawodnika” do walki.

    ps. jak młode wojsko miało warte,to nikt się nawet nie ważył wychylić nosa z koszar 🙂

    Odpowiedz
  9. szpiegowsky

    @shrek
    wcale nie twierdzę, że jakiekolwiek ćwiczenie jest w stanie oddać w 100% realia walki.
    ale takie ćwiczenia przybliżają pojęcie i wyobrażenie tego, jak walka może wyglądać.
    poza tym: trening czyni mistrza.

    @marcin i podobna myśl mi po głowie właśnie chodziła.
    być może ubrałam to tylko w inne słowa niż ty.
    otóż autor komentarza (czyli ja) miał na myśli właśnie to- że ćwiczenia walki w ogniu sprawdzają nasze zachowanie pod ostrzałem.
    też to- czy ktoś jest w stanie oddac strzał do realnego celu ruchomego, oraaz to- jak sam reaguje pod takim ostrzałem.
    strzelnica, słuchawki i inne bajery sprawiają- że na dobrą sprawę mogą niektórzy nawet nie być przyzwyczajeni czy osłuchani z tym, jaki faktycznie odgłos jest przy strzale.
    i w takiej sytuacji: gdy słyszą prawdziwe strzaly, są pod prawidziwym ostrzałem następuje brutalne zderzenie z rzeczywistością.
    i zdecydowanie lepiej jest aby taki zderzenie nastąpiło w formie ćwiczenia, niż gdyby to miałaby być od razu akcja.

    a co do jaj- niektórzy je mają, inni nie…
    niektórzy dobrzy będą na polu walki, inni tylko w działaniach strategicznych, never knows.

    a co do starych wyjadaczy: takie ćwiczenia to dla nich coś normalnego. dla nich moim zdaniem należałoby pozorować sytuacje z nowymi rodzajami broni, nowymi taktykami.

    Odpowiedz
  10. Shrek

    @szpiegowsky
    może się nie zrozumieliśmy ale dokładnie wychodze z takiego samego założenia,jak najwiecej treningu ale takiego który wnosi coś do szkolenia,podnosi poziom szkolonych i przygotowuje do realnych działań. W myśl zasady „jak trenujesz tak reagujesz”.

    Odpowiedz
  11. Marcin. R

    Wszyscy myślimy w podobny sposób ale sądząc po poziomie wyszkolenia służb mało nas…

    Odpowiedz
  12. Shrek

    @Marcin. R
    Wynika to z tego i to jest niestety bardzo smutne,że większość stanowisk szkoleniowych jest obsadzone przez ludzi bez doświadczenia tzw.liniowego.Przykładem mogą być ośrodki szkoleniowe naszych służb gdzie wiekszość wykładowców,instruktorów (nie wszyscy)tak naprawdę jest teoretykami w swojej dziedzinie bez doświadczenia praktycznego wyniesinego ze służby. Podam przykład armii amerykańskiej tam po minimum 12 latach służby liniowej można być wykładowcą w szkole wojskowej.

    Odpowiedz
  13. szpiegowsky

    @shrek
    hm, a co w sytuacji, gdy ktoś świetnie myśli, a zupełnie sobie w sytuacjach bojowych nie radzi?
    moim zdaniem nie można takiej osoby przekreślać jako dobrego szkoleniowca.
    szkoleniowcy powinni się wzajemnie uzupełniać.
    samo doświadczenie liniowe to jeszcze nie wszystko…

    przykład: gen. william gus pagonis- z doświadczeniem liniowym. a jednak najbardziej znany z działań logistycznych.

    @marcin
    hm, nasze myślenie niestety niewiele może zmienić.
    mnie rozwala to ostrzegawcze stój bo strzelam, a potem strzał w powietrze…
    długo tym sposobem nie pociągniemy…

    Odpowiedz
  14. slawkas Autor wpisu

    Ze wszystkich komentarzy wynika identyczne przeświadczenie, że tego rodzaju ćwiczenia daleko wykraczają poza trening techniczny. Dokładnie tak samo to widzę. Umiejętności czysto strzeleckie są tylko aparatem, który wykorzystuje się do treningu walki. To jest istota sprawy. Oprócz rozwoju indywidualnych predyspozycji, jest to, jak podkreślił Shrek, to znakomity team-builder.

    Ze względu na intensywny i ryzykowny charakter tych ćwiczeń nawet nie powinno się powtarzać ich za często, zwłaszcza wobec ludzi, którzy już zebrali swoje doświadczenie. Tym bardziej, że nawet po nadaniu im dynamicznych form, wykluczone są ćwiczenia typu np. Force-on-Force czy rozwinięty trening taktyczny. Są tematy, których w ten sposób nie popchniemy naprzód. Swoje miejsce w procesie szkolenia powinny jednak znaleźć, jako znaczące uzupełnienie.

    Odpowiedz
  15. Marcin. R

    To wszystko prawda, doświadczenie liniowe przydaje się by wiedzieć o czym mówić, odróżniać rzeczy ważne od mniej ważnych, zwracać uwagę na niuanse istotne z punktu widzenia wykonywanych czynności służbowych ale tak naprawdę najważniejszy jest talent i zacięcie do tej roboty, albo potrafisz nauczyć nawet cielaka albo jedynie wykonujesz strzelania. Mając doświadczenie mówiąc o czymś możesz oprzeć się na własnych doświadczeniach wtedy stajesz się bardziej wiarygodny dla grupy, ludzie zaczynają ci „wieżyc”, wiedzą że nie jesteś leszcz i choćbyś opowiadał głodne kawałki będą wpatrzeni w ciebie jak o obrazek, to się przydaje.Mając talent i wiedzę można poprowadzić ciekawe zajęcia nie posiadając doświadczenia, w druga stronę to nie działa. Z drugiej strony gdy dałeś ciała na robocie to moim zdaniem jesteś stracony jako wykładowca/instruktor, grupa będzie uprzedzona i choćby taki instruktor prowadził najlepsze zajęcia ciągnie się za nim błąd i grupa patrzy na człowieka przez pryzmat tego wydarzenia. Osobiscie uważam że instruktorami powinni byc ludzie z powołaniem dydaktycznym a powinno sie skończyć z praktyka tzw. „zrzutowiska w szkoleniówce”. Co do „stój bo strzelam” to jest jeszcze procedura skrócona którą możesz wykorzystać w sytuacji zagrożenia życia gdy zwłoka w działaniu stanowi zagrożenie życia lub zdrowia (przynajmniej w mojej ustawie jest taka furtka), wtedy mijasz to wszystko jeden okrzyk i w cel, z tego co się orientuje to BOR w takich sytuacjach nie musi krzyczeć. Co do gen Pagonisa to co innego zabawy strategiczne a co innego zabawy na szczeblu taktycznym.

    Odpowiedz
  16. szpiegowsky

    @sławkas
    nie tylko team-builder ale także leader-builder.
    w takich ćwiczeniach ujawnia się nie tylko to, czy grupa wspólnie potrafi odeprzeć atak, ale także to, kto ją do tego ataku poprowadzi.
    zakładam oczywiście sytuację w stylu, no nie wiem: biali vs. zieloni. bez wyznaczonych jeszcze nie wiadomo jakich rang- po prostu pierwsze ćwiczenie pozorujące.

    nadal uważam, że doświadczonych też trzeba szkolić- choć może nie przy użyciu takich środków, jak przy początkujących (co jest logiczne z uwagi na poziom doświadczenia), że dla takiej grupy pozorowana akcja pod ostrzałem nie będzie niczym wyjątkowym.
    ale: tutaj pole do popisu dla taktyków i strategów: pozorowanie akcji przy użyciu nowych technik, nowych strategii.
    to, że już jest jakieś doświadczenie bojowe, też nie oznacza, że na nie składa się 100% możliwych sytuacji.
    doświadczonych też trzeba trenować przy użyciu pozorowanych akcji (choć o innym charakterze czy poziomie zaawansowania), żeby to doświadczenie zdobyte nie stało się rutyną. no, przekonaniem o rutynie, że w akcji już nie może ich nic zaskoczyć.

    Odpowiedz
  17. slawkas Autor wpisu

    @szpiegowsky: Na poziomie tych ćwiczeń, o których dyskutujemy, już dawno wiadomo, kto jest kim w grupie 🙂
    Doświadczenie nie zwalnia od szkolenia, to jasne. Znowu jednak, trzymajmy się konkretnie tego tematu. Powtarzanie tego rodzaju ćwiczeń od pewnego momentu nie wnosi wiele nowego. Można je konfigurować na różne sposoby, żeby nie było rutyny, ale wobec ludzi, którzy swoje przeszli, wystarczy stosować sporadycznie. Największe oddziaływanie te ćwiczenia mają na początku [w sensie – pierwszych wykonań dla danej ekipy]. To w tedy następuje główny przekaz tego, co chcemy wykształcić W TEN SPOSÓB. A pole do popisu dla taktyków jest faktycznie zawsze, ale to już inna historia 🙂

    @Marcin R: Temat instruktorów to temat-rzeka, i przy okazji jeden z moich ulubionych. Dobry temat na przyszłość. Teraz wyłapię to co napisałeś, że instruktor musi być z powołaniem. Niestety, to nie jest takie częste. Jest masa ludzi, którzy są dobrzy taktycznie i technicznie, ale nigdy w życiu nic nikogo nie nauczą. W efekcie mamy dwa rodzaje instruktorów, których trzeba się wystrzegać. Jedni to szkoleniówka bez doświadczenia „mądra programem”, a drudzy to doświadczeni wyjadacze, ale bez pojęcia o dydaktyce. Pośród jednych i drugich znajdziemy jeszcze lanserów, skupionych na własnej manii wielkości, to już szczególnie żenua. Ale o tym kiedy indziej.

    Odpowiedz
  18. szpiegowsky

    @marcin: nie twierdzę że strategie i zabawy na polu taktycznym to jedno i to samo.
    ale to nie są rzeczy wzajemnie się wykluczające.
    imho: one się wzajemnie uzupełniają, i bez nich ani rusz.

    dopiero dalej- można mówić – przy jeszcze posiadanym darze uczenia innych o szkoleniowcu.

    @sławkas i ja się z tobą zgadzam.
    ale ja nie powiedziałam, że dla doświadczonych mają być przeprowadzane takie ćwiczenia niewiadomo jak często.
    mówię tylko, że mają być, że można im urozmaicać.

    Odpowiedz
  19. Marcin. R

    Z instruktorami to święta prawda – zwłaszcza moja ulubiona grupa Lans… czyli jestem tak męski że moje włosy na klacie mają własne włosy na klacie… to będzie ciekawy temat.

    @Shrek pisałeś o poziomie szkolenia w służbach, weź pod uwagę że np. w policji jest coś takiego jak „Instrukcja strzelań policyjnych”, to powoduje że najlepszy instruktor ma związane ręce i nie może wyskoczyć poza ramy instrukcji a jazda bez konspektu to cóż… są dwa uda: „albo się albo się nie uda (tj. ktoś cie pod…li, może nawet kolega z sekcji)”. Poziom szkolenia jest taki na jaki pozwalają decydenci a tu najczęściej chodzi o to aby zajęcia po prostu się odbyły (bezpiecznie) a ich poziom nie ma znaczenia. Najważniejsza jest statystyka. Jeśli chodzi o szkolenie doświadczonych żołnierzy/funkcjonariuszy to trzeba to robić choć oczywiście innymi metodami, ostrzejszymi, brutalniejszymi, z zastosowaniem różnych środków pozoracji itp. Korzystać ze szkoleń organizowanych w różnych służbach, wymieniać doświadczenia, konfrontować się (rywalizacja na odpowiednim poziomie pozytywnie wpływa na poziom wyszkolenia), zapraszać instruktorów z kraju i zagranicy (a często szału nie ma, więcej lansu i otoczki niż umiejętności) choćby po to aby zobaczyć co robią inni, może coś sobie przywłaszczyć albo się pośmiać w duchu. Świat idzie do przodu i nie można stać w miejscu a też i nikt nie ma monopolu na wiedzę ani żydzi ani ruscy ani amerykanie czy angole. Chyba troche odbiegłem od tematu. Konkluzja: ćwiczenia z pozorantem na linii ognia to świetny metoda oddziaływania dydaktycznego nawet na doświadczonych (może bardziej właściwe określenie to „zwłaszcza”) uczestnikach, tyle że raczej nie do zrealizowania w ramach szkolenia w sposób sformalizowany w większości formacji mundurowych w tym kraju. Amen. I tym optymistycznym akcentem zakończę ten trochę przydługi wpis.

    Odpowiedz
  20. Marcin. R

    Ach jeszcze jedno, przy szkoleniu tych „doświadczonych” nie wolno zapominać o podstawach, bo zaobserwowałem że parę lat służby na karku czasami powoduje syndrom przeświadczenia o doskonałości a później na szkoleniu facet wykonuje proste strzelanie i okazuje sie że lufa jest krzywa, przyrządy przestawione itp idiotyczne tłumaczenia.

    Odpowiedz
  21. Shrek

    A kto pisze instrukcje strzelań dla naszych służb,właśnie tacy fochowcy od „zdalnego sterowania”którzy po szkole zoatali na szkole wykładowcami bez doświadczenia liniowego ludzie którzy potrafią rozebrac gówno na atomy a nie widzą tego co jest najważniejsze,wciskają tym biednym kursantom wiedze rusznikarsą pomijając rzeczy istotne. A to wszystko bierze sie z niewiedzy i braku doświadczenia.Sam miałem swego czasu okazję być oddelegowanym na 5 miesięcy do pewnego ośrodka szkoleniowego gdzie prowadziłem szkolenie strzeleckie i miałem okazje przyjżeć się metodom pracy szkoleniowców i mówie to z pełną odpowiedzialnością ludzie kończący to szkolenie są zupełnie nie przygotowani do ewentualnych sytuacji ogniwych jakie mogą ich spotkać w czasie służby(mówie to przez pryzmat szkolenia strzeleckiego).

    Odpowiedz
  22. Marcin. R

    Czymś muszą nadrabiać… Jeśli nie wiedzą to pierdołami.

    Odpowiedz
  23. Marcin. R

    Z tą czołówką to nie tak do końca, akurat ta ekipa z Izraela to taka „grupa pokazowa” – mieli promować izraelską technikę, choć tak naprawdę chyba bardziej chodziło o promocję sprzętu (Uzi to najlepsza broń itp.) ich umiejętności robiły wrażenie ale ci faceci tylko tym się zajmowali i tylko to ćwiczyli. Nie zmienia to faktu że te kontakty zrobiły dużo dobrego, zmieniły spojrzenie na szkolenie i sposób prowadzenia walki z użyciem broni. Podobne filmy (z podobnego okresu) mam z amerykanami gdy byli oni w Polsce i gdy nasi gościli w USA, wtedy okazało się np że nie wszystko co robią amerykanie wychodzi u nas. Jakie piętno odznaczyły na systemie szkolenia kontakty z Izraelczykami wystarczy przejrzeć instrukcje Jałoszyńskiego „antyterrorystyczne wyszkolenie strzeleckie”, czy zapoznać się z systemem szkolenia strzeleckiego w Policji.

    Odpowiedz
  24. Marcin. R

    szpiegowsky nie mam zamiaru się kłócić, natomiast z chęcią wymienię doświadczenia i spostrzeżenia, może coś się komuś przyda bo ja już nie pracuje w szkoleniowce ale wydaje mi się że zgromadziłem całkiem niezły bagaż doświadczeń tym bardziej że zajmowałem się szkoleniem strzeleckim i środkami przymusu bezpośredniego.

    Odpowiedz
  25. Shrek

    Pisząc światowa czołówka miałem na myśli właśnie Żydów,jak by na to nie patrzeć Oni są w światowej czołówce

    Odpowiedz
  26. Marcin. R

    A dla mnie światowa czołówka to KAŻDY kto dobrze zamiata na swoim podwórku, najlepiej cicho i precyzyjnie.

    Odpowiedz
  27. Marcin

    Jeżeli faktycznie chce się kompleksowo przygotować kogoś do prawdziwych działań to pomysł jest niezły. Zwyczajne strzelanie na skupienie w tempie 75% normalnej szybkości, z dobyciem, obsługą itd., to już „coś”: zachowanie bezpiecznych kątów usytuowania lufy. tarcze ustawione powiedzmy 20m od stzrelców, ćwiczący stojący kilka metrów od siebie, naturalnie w odstępach przynajmniej 1 metra. Przyzwyczajenie do towarzyszących strzałowi huku i błysków, trzasku pocisku przelatującego obok. Sądzę, że uczeniu skutecznego stzrelania musi towarzyszyć nauczanie odpowiedzialności strzału. Wobec metod walki np. SWAT z lat 80 podnoszono zarzut, że są skuteczne, za to zbyt brawurowe. Stąd m.in. wzięła się zmodyfikowana technika otwierania ognia do celu za nami: najpierw obraca się głowa (co jest logiczne z uwagi na budowę ciała), potem „idzie reszta”.

    Odpowiedz
  28. Marcin R

    przede wszystkim za pierwszym razie nawet w kontrolowanych warunkach poczujesz jak to jest być z drugiej strony lufy – a to daje dużo do myślenia o tym co mógłbym zrobić a raczej na co pozwoliłby mój mózg i instynkt…

    Odpowiedz
  29. Marcin

    Oczywiscie ! I dlatego warto tak ćwiczyć, wrażenie jest zdumiewające. A i wszelkie „kwestie towarzyszące” wracają do właściwych proporcji. Właściwe nastawienie, znoszenie stresu, podzielnosc uwagi i szybkosć reakcji można dobrze kształtować treningiem walki wręcz, w tym także wplatanym w cwiczenia strzeleckie.

    Odpowiedz
  30. Marcin R

    system szkolenia nie powinien być sztucznie rozdzielany na strzelanie i walkę wręcz – to oczywiste, oba elementy powinny się wzajemnie uzupełniać.

    Odpowiedz
  31. Marcin

    Po lewej stronie ekranu widać pozoranta trzymającego pistolet. Instruktor musiał mieć nerwy, bo przecież facet mógł opatrznie zrozumieć ćwiczenie i strzelić odruchowo do niego 🙂 Ale poważnie mówiąc, ponoć w plutonach specjalnych, poprzednikach dzisiejszych SPAT/SAT także podczas naboru zdarzały się sprawdzania tego rodzaju. Podobno podczas jednego z takich młody milicjant, nie znający „obyczajów” wywinął kolegom zaskakujący „numer”. W trakcie, gdy dwaj komandosi otworzyli do tarcz po jego bokach ogień z pm, wykonał pad, przeładował pistolet i wymierzył do nich. „Ogień” od razu ustał … a „napastnicy” zalegli.

    Odpowiedz
  32. Marcin R

    Z tego co słyszałem Fairbairn był bardzo szanowany przez uczestników szkoleń, mimo że stosował niekonwencjonalne metody nauczanie szkoleni w pełni mu ufali.

    Odpowiedz
  33. Marcin

    Wiesz, sądzę, że to kwestia znamienna, rodzaj pewnego atawizmu. Zawsze wzbudza zaufanie facet, który po pierwsze wie, co mówi i robi, po drugie nie boi się działania. Pewność siebie, niekiedy demonstrowana ponad miarę, przejmowanie przywództwa, rzucanie wzywania trafia ludziom do przekonania. Zresztą poniekąd pod pewnymi względami jesteśmy zwierzętami i wyczuwamy autentyczną pewność siebie, odróżniając od fałszywej. Fairbarn musiał to mieć.
    Ludzi trzeba umieć nieco zdyscyplinować, a następnie zainteresować konkretną, ale obszerną wiedzą, demonstrując przy tym umiejętności: swobodę i pewność posługiwania się bronią, akcentując realne i ważne sprawy. Takie mam refleksje i spostrzeżenia. No i adresować swoje przesłanie najlepiej do chętnych do pracy ludzi, a nie zgrai malkontentów, o co u nas trudno.

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.